czwartek, 11 września 2014

Prolog

   Srebrny znicz już zgasł. Złote róże leżące na płaskiej trumnie łagodnie powiewały przy rytmie wiatru. Przy grobie klęczała blondynka o łagodnych rysach twarzy. Miała wyłupiaste, błękitne oczy. Wpatrywała się w grób. Miała łzy w oczach ale nie pozwalała im lecieć. Ścisnęła dłoń wpijając paznokcie w przegub. Podniosła wzrok na ojca stojącego kilka centymetrów od niej. Kiwnęła głową. Złapali się za ręce i deportowali się.
   Drzewa zakołysały się posępnie. Luna znalazła się w kuchni. Dom był przytulny. Na półkach leżały książki w czerwonych oprawach ze skóry. Dywan był biały i miał puchate frędzelki przy każdym boku. Jedynym światłem było zapalone na górze. Słaba żarówka dawała mało światła, które blado opadało na meble. Pomieszczenie wypełnił aromat wanilii. Świeczki zapachowe stały na blacie, w jadalni, która była połączona z kuchnią.
   Ową dziewczyną była Luna. Każdej nocy, co tydzień przychodziła z ojcem na grób matki. Zmarła jak dziewczyna miała 9 lat. Luna nie pamiętała. Mieszkała z ojcem przez osiem lat - teraz musiała wrócić na siódmy rok do Hogwartu - szkoły magii i czarodziejstwa.
   Musiała się z tym zmierzyć. Tak jak zmierzyła się z losem.